piątek, 30 listopada 2012

kalendarz adwentowy

Jutro 1 grudnia - ciekawa jestem czy w waszych domach pojawią się kalendarze adwentowe? Może mi ktoś w końcu odpowie, bo póki co moje pytania pozostają bez odpowiedzi:).

Na naszej ścianie miał zagościć w tym roku kalendarz własnego projektu i wykonania. Zdegustowana kalendarzami czekoladkowymi wpajającymi dzieciakom ideę codziennego jedzenia czekolady (kiepskiej jakości) i rozczarowana ich wykonaniem, grafiką, wszystkim! Postanowiłam, że uszyję kalendarz sama. Dzięki temu nie tylko będę miała na niego wpływ, ale i na to co moi chłopcy znajdą w środku. Będą tam od czasu do czasu słodycze, ale i małe upominki, karteczki z zaproszeniem do upieczenia ciastek z mamą itd. Za kalendarz pomimo postanowienia, że zacznę gdzieś we wrześniu, zabrałam się w połowie listopada. Przy dobrym układzie zdążyłabym do jutra, ale pech chciał, że układ nie był dobry i jestem w powijakach:) Do tego 8 grudnia dostałam szansę pokazania swoich na kiermaszu mikołajkowym w CSW, co wiąże się z koniecznością (przyjemną koniecznością! żeby nie było!) przygotowania się do tego przedsięwzięcia. Stało się więc i tego grudnia dzieciaki jeszcze nie będą miały tego zaprojektowanego kalendarza, ale będą miały namiastkę. Chwytam się planu B i chłopaki dostaną codzinnie po woreczku z niespodzianką, a kalendarz skończę po sezonie. Lepszy rydz niż nic.

A oto kalendarz w powijakach i krótki reportaż jak powstawał.





 

To pierwsze woreczki, które zaskoczą jutro rano Gucia i Franka:)

sobota, 24 listopada 2012

z niebieskim okiem

Już dawno chcaiłam zrobić broszkę z tym oczkiem i jest. Efekt fantastyczny - piękne niebiesko - błękitne oko jak morska toń. Gucio spojrzał i zapytał "mamo! czy tam w środku jest woda?"
Oceńcie sami:)

Może Twój płaszcz też jest pospolity?

Dla miłośniczki turkusu, różu, fioletu, amarantu i wszelkich szaleństw kolorystycznych, która postanowiła ożywić swój stonowany pospolity płaszcz.

Niebieska jak bryza morska brocha. Hmmm... przychodzą mi na myśl obrazki z wakacji.


I druga bajecznie kolorowa.


niedziela, 18 listopada 2012

można poszaleć

Przyszła do mnie wreszcie wyczekiwana dostawa filcu. Od pięknych soczystych kolorów można dostać zawrotu głowy. Jest w czym wybierać, można szaleć... Zainteresowanych zapraszam gorąco.

Na mnie ten stosik dziąła niezmiernie inspirująco:)

maly maly... jesteś osiołem!


Franek postarał się o nowe zadanie specjalne dla mnie. Złamał niedawno swoją różdżkę. Jak wam zapewne wiadomo, żaden szanujący się czarodziej nie czaruje złamaną różdżką, ponieważ może to grozić rzuceniem czaru na samego siebie… Dostałam więc zadanie wykonania nowej różdżki, pasującej do torby rowerowej. Z nową poszło mi w miarę łatwo i szybko, gdyż w kwestii robienia różdżek mam już małe doświadczenie;) Zrobiłam już w przeszłości moim chłopcom po różdżce, a było to po tym jak Franiula dnia pewnego przyniósł do domu pożyczoną od koleżanki różdżkę. Typowo dziewczęcą, ociekającą różem, plastikowymi świecidłami i wiejącą kiczem:) Cały wieczór biegał z nią dumny i raz po raz machał nią przed naszymi nosami wykrzykując „maly maly jesteś osiołem”:) Cudne to było i wtedy postanowiłam, że zrobię chłopcom po różdżce. Tamte już niekoniecznie nadają się do prezentacji na blogu, bo już swoje w życiu przeszły, ale dziś pochwalić się mogę nową różdżką Frania.
Wykonanie różdżki sprowadza się do wybrania gałązki pasującej do rączki czarodzieja, a potem to już kwestia wyobraźni... Moja to trochę kolorowego filcu, wyszyte inicjały czarodzieja, trochę cekinów, żeby różdżka była bardziej glamour i miękkie wypełnienie, żeby czarodziej nie zrobił nikomu krzywdy.

ta broszka to było wyzwanie


Nad niektórymi broszkami spędzam godzinę lub dwie i po wszystkim. Są jednak i takie które powstają w bólach twórczych. Obkupione są wieloma projektami na papierze, stertą pociętego materiału, wieloma próbami szycia. Do takiej broszki podchodzę kilkakrotnie, myślę o niej i nie daje mi spokoju. Podejmuję się kolejnych prób, aż wreszcie udaje mi się osiągnąć zamierzony cel. Ta broszka to był taki przypadek właśnie. Spędziłam nad nią kilka wieczorów i nie dawała mi spokoju, ale wreszcie powstała i teraz mogę powiedzieć, że efekt końcowy jest zadowalający.


Ps. Dziękuję M. za to wyzwanie!:))

nadrabiam zaległości

Nie bywałam ostatnio na blogu, co wcale nie oznacza, że leniuchowałam i rzuciałm filce w kąt. O nie, nie wręcz przeciwnie. W pewien jesienny wieczór powstał taki mak oto.

niedziela, 4 listopada 2012

liście lecą z drzew, liście lecą z drzew...

Jesiennie zrobiło się za oknami, jesienie na moim blogu, bo i zamówienia jesienne.

sowa w jesiennych barwach

Uszyłam wczoraj sowę, żeby zatrzymać na dłuższą chwilę piękne barwy polskiej jesieni. Nieco większa niż zwykle - wymiar mniej więcej formatu A5, ale spokojnie nie jest broszką! Zamknęłam w niej słońce przeświecające przez kolorowe korony jesiennych drzew.

najeżony kolorami strażnik kluczy

Wielobarwny, nastroszony, uśmiechnięty jeż na zamówienie pewnej małej dziewczynki. Mam nadzieję, że spełni się jako breloczek do kluczy i jego właścicielka nie będzie musiała nigdy długo ich szukać w kieszeni plecaka:) Breloczek jest dwustronny - z jednej strony brzucho jest różowe, a z drugiej niebieskie. Jeży się kolorami na przekór zbliżającym się szarym dniom.
z